piątek, 24 maja 2019

Grzegorz

Napiszę Wam coś Kochani i zróbcie z tym, co chcecie.
Niedawno na Facebooku odszukała mnie starsza koleżanka. Taka jeszcze z dawnego wieżowca, w którym zostawiłem całe dzieciństwo. Jako, że dziewczyna o dwie klasy podstawówki starsza, zdecydowanie trzymała sztamę z moją siostrzyczką Elą. Tą Elą, co ma saunę, mercedesa i miejsce na kucyka. Żartuję, pojechałem sobie Hiacyntą Żakiet, o pardon: Bukiet. Tą Elą, co od pięćdziesięciu czterech lat jest moją siorą, a od ponad trzydziestu tka żywot w Stanach. Systerka niegdyś przysyłała mi zza Wielkiej Wody kompaktdyski, a wcześniej nieco nowiuśkich winyli, obecnie zaś głównie o pojemnosci 4 i 5 XL t-shirty, a ostatnio również baniaki orzechów. Tak więc, maj Sister kumplowała się na morgi z Gosią, czyli z dziewczyną, o której w pewnym stopniu też jest ten tekst.
Ostatnio z Gosieńką trochę do siebie pisujemy. Przy czym tkwię w nadziei, iż jej mężusio szczęki mi z tego powodu nie przestawi, wszak mężczyzna ze mnie już przecież kiepski.
Po latach wychodzi, iż świetnie się z Gosią rozumiemy, a w ostatnich tygodniach powiedzieliśmy sobie za pomocą pisanych słów więcej, niż przez dawnych kilkanaście lat. No tak, ale dzisiaj to ja już się dziewczyn nie boję. Kiedyś myślałem, że mnie pożrą, gdy tylko do nich podejdę, a co dopiero na dłużej zagadać. Dopiero w czasach liceum kilka koleżanek wyjaśniło, co i jak, niekiedy nawet udostępniając niektóre swe terytoria do przytulenia.
Po sympatycznych wspominkach z dawną kumpelą, postanowiłem siłą rozpędu poszukać jeszcze kilku innych nazwisk z tamtego beztroskiego okresu życia. Jednym z przystanków brat Gosi, Grzegorz. Starszy o dobrych kilka lat, co w tamtej epoce skazywało mnie na gówniarski los i do jednej drużyny w nogę na powołania liczyć nie mogłem. Ale Grzegorz raczej w piłę nie rżnął. Chłopak z natury opanowany, poukładany, raczej stroniący od wysiłkowych rozrywek, w ich miejsce chętniej wstawiał książki, plus sprzyjające takiej atmosferze towarzystwo. A jednak pomimo wspólnego nierojbrowania, Grzegorza zapamiętałem pozytywnie, i bez fałszywych deklaracji, podskórnie skrywałem względem niego niewymuszoną empatię. Wysłałem mu więc podobnym niewymuszenie radosnym trybem zaproszenie do grona Facebookowych znajomych. A więc zarzuciłem za horyzont kamieniem, niczym właściciel jakiegoś psiaka, i teraz czekam, kiedy ten z nim do mnie przybiegnie. Z merdającym ogonem, triumfem zdobyczy, zwycięstwa, a jednocześnie znakiem dobrych wieści. Dzień, dwa, lecz nikt po tej drugiej stronie drzwi nie otwiera. Myślę, zapukam raz jeszcze. Odwiedzam Grześka profil, i co widzę, zaproszenie usunięte. Profil publiczny, czyli otwarty, jednocześnie bardzo aktywny. Sporo w nim wpisów, zdjęć... Aaaa, przejrzę - przeszło przez myśl. Na pierwszy rzut niepokojąco wygląda dopiero co wklejona fotka. Grzegorz, w elegancko skrojonym garniturze, odpowiednio ku temu krótko i schludnie przystrzyżony, a dla korzystniejszego wrażenia na włosach dostrzegalny również lekko pociągnięty żel, plus dyplomatyczny półuśmiech. Zdjęcie, w którego tło Grzegorz dodatkowo jeszcze zapuścił logo "Konfederacji". Ugrupowania zbitego z takich nazwisk, co: Janusz Korwin-Mikke, Grzegorz Braun, Robert Winnicki, Marek Jakubiak czy Kaja Godek - do czego Grzesiek prawo ma, i o niczym dobrym czy złym deklaracja powyższych politycznych barw świadczyć nie mogą. Idę więc dalej przez świat,  postanawiając zlustrować dawnego kolegę. Przeglądam jego publicznie udostępnione konto. I co następuje? - pierwszy z brzegu, to wpis polityczny. Następny także, kolejny też takowy, i kolejny, kolejny... Jest ich z rzędu dziesięć, piętnaście, albo i więcej. We wszystkich wideo-przemowy lub zacytowane jedne czy drugie żółcie, niekiedy obelgi. O tym, jacy to wszyscy oprócz nas źli i beznadziejni, bo przecież tylko my wiemy, co i jak naprawić. Co ciekawe, wszyscy zacytowani w tych wpisach/wklejkach ludzie, często mówią o Bogu, o Ojczyźnie, o złodziejach Żydach, o rolującej Unii, o patriotyzmie... słowem: Bóg, Honor, Ojczyzna. I wszystko dzieje się pewnym krokiem i w odpowiednio nacjonalistycznym tonie, że niech nikomu broń Boże nie przyjdą na myśl inne wartości, jak choćby: Bóg, Rodzina, Przyjaciele, gdyż w najlepszym razie przepadniemy z kretesem, a przy niesprzyjających okolicznościach pochłonie takich wywrotowców jakaś w perspektywie noc długich noży.
Skoro jednak zacząłem, przeglądam konto dalej. Kolejne przemyślenia tlą: Dobromir Sośnierz, Piotr Liroy-Marzec, jakiś walczak ze strony "Bohaterska Polska", Jacek Wilk, Marek Jakubiak, Stanisław Michalkiewicz (to dopiero postać!) czy mój "ulubieniec" Wojciech Cejrowski. Słowem, same autorytety, dobrzy Polacy, przykładni patrioci, chrześcijanie i oczywiście prawdziwe "tolerancyjne baranki wszystkich krajów, łączcie się". Za sprawą wklejek Grzegorza trzymam się mocniej poręczy, bowiem na moich oczach Unia wszystkich nas okrada, wchłania w swe krwiożercze struktury, niebawem także pozbawi dumy i godła narodowego, a jeszcze przyśle tych zdrajców Tuska i Timmermansa, by w kolejnej przemowie obiecali gruszki na wierzbie. I wreszcie, po kilkudziesięciu takich postach pojawia się Matka Boska z dzieciątkiem, na tle polskiej flagi. Data? - 1 maja. Jest więc odpowiednio uroczyście, podniośle i po bożemu. Przelatuję i wskakuje dzień wcześniejsza wklejka, z cytatem Marka Twaina: "patriotyzm to wspieranie kraju cały czas...", a tuż obok taka oto myśl: "jeśli nie będziemy uczyć naszych dzieci, kim jest Bóg, ktoś inny będzie ich uczyć, kim on nie jest". Po czym kolejny grad postów, w tym o roszczeniach żydowskich, o plusach zakazu handlu w niedziele, ale też o wytycznych w kwestii uprawiania seksu, czyli komu i kiedy wolno, a kiedy uchowaj Boże, itd....etc.... etc... I gdy znowu przejdziemy przez górskie wijące szlaki utrzymanej w nacjonalistycznym tonie retoryki, po drodze napotkamy tabliczki, typu: "to, co płynie z głębi serca, nie wymaga wysiłku". bądź "gdy człowiek chce być dobry, inni zaczynają go wykorzystywać". Idealną puentą wydaje się wpis z 19 grudnia ub. roku, z malunkiem Chrystusa, który wciska dzwonek do pewnej drewnianej chałupy, a nasz wewnętrzny zatroskany głos pyta: "gość tych świąt, wpuścisz go do domu?". Hmmm, a ja przecież przed chwilą też zapukałem, i na mnie micha nie oczekiwała.
Grzegorza wpisów nikt nie komentuje. Dosłownie nikt. Nie znalazłem ani jednego komentarza, tym bardziej polemiki, ani choćby jednego polubienia, ni dla przeciwwagi groźnej minki, serduszka czy zdziwka. Niczego. Na jego szlaku życia panuje pustka. Nic, tylko otwarte okna poruszane wiatrem oraz wijące się po pustych ulicach gazety. Jest on tylko sam sobie, ze sobą, z wszystkimi nieszczęściami i frustracjami. Jedynie pod - co pewien czas - zmieniającymi się zdjęciami profilowymi widać jedno polubienie - od jego siostry Gosi. Ale nawet na tych zdjęciach jawi się portret człowieka o wartościach tylko jemu bliskich. Zmieniają się kolory marynarek, krawatów i poszetek, reszta bez zmian. Podobne fryzury i ten sam półuśmiech. Z chłodem i barwami ulicznego asfaltu.
Myślę o Nim ostatnio. Naprawdę dużo i często. Chciałbym zabrać faceta na jakiś koncert, na spacer, do pubu, a nawet znaleźć na jego nową ścieżkę jakąś fajną babkę, by mógł Grzegorz wymazać dawny nieudany związek, co mogło właśnie dokonać w nim prawdziwego trzęsienia ziemi. Byle tylko on jej nie skrzywdził. Wreszcie, wpuściłbym do jego codzienności nieco światła i przewietrzył ten pełen zaduchu pokój. Wiem, Grzegorz nie jest odosobnionym przykładem na tym naszym łez padole, lecz właśnie jego doświadczyłem na własnej skórze. Czasem lepiej zachowywać ludzi w dawnej pamięci, niż zerkać na ich dzisiejsze pogorzelisko.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"