piątek, 17 lutego 2017

przekaz podświadomy

W jednym z odcinków "Columbo" morderca częstuje przyszłą dość otyłą ofiarę do bólu słonym kawiorem, po czym on, a także wszyscy zaproszeni na pokaz, zasiadają w sali projekcyjnej, celem obejrzenia pewnego marketingowego filmu. Napastnik wciela się w rolę lektora, i aby mieć w garści mocne alibi, dużą część prelekcji nagrywa wcześniej na taśmie magnetofonowej. Materiał z taśmy poleci, gdy główny "bohater" będzie musiał opuścić mównicę przy odpowiednio zaciemnionej kotarze i ukradkiem zlikwidować komplikującego mu życie gagatka. Z kolei do pokazowego filmu napastnik zastosował przekaz podświadomy, wywołując wklejonym materiałem (słońce, pustynia, upał) poczucie wzmożonego pragnienia u swej przyszłej ofiary. Faceta tak dusi chęć zaspokojenia pragnienia, że w połowie pokazu opuszcza salę, udaje się do miejsca, w którym stoi dystrybutor z wodą, no a tam dopada go sprawca złotego pomysłu. Zabija delikwenta przy okazji pozorując przypadkowy włam i mord. Oczywiście do akcji wkracza porucznik Columbo, tak więc....
Przekaz podświadomy od dawna jest zabroniony, choć tak do końca przecież nie wiemy, czy zostajemy mu poddawani. Nawet jeśli nie w samym kinie podczas pokazu filmu czy towarzyszących wcześniej reklam, to innych sposobów znalazłyby się przecież tuziny. Można takowemu przekazowi ulec nawet bez udziału osób trzecich. Przykład biorę z siebie. Otóż, po kapitalnej drugiej płycie holenderskiej formacji Zinatra "The Great Escape", niedawno nabyłem brakujący debiut "Zinatra". I choć panowie grali hair metal, to jednak mocno podbarwiony twórczością Queen. Wokalista Joss Mennen ewidentnie tworzył pod wpływem Freddiego Mercurego, co da się wyczuć dosłownie na każdym kroku. I żaden z tego zarzut. Zasłuchuję się ową jedynką Zinatry coraz bardziej, choć z początku nie bardzo przypadła mi do gustu. Lecz z każdym kolejnym posłuchaniem... Do tego stopnia udzielił mi się klimat, że automatycznie chwyciłem za jedną, drugą i kolejną płytę Queen. Dopiero po kilku dniach zdałem sobie sprawę, że uległem przekazowi podświadomemu.
Proszę jednak obu powyższych zespołów nie stawiać w równym rzędzie. To tylko niewinne porównanie. Być kimś zainspirowanym nie oznacza całkowicie wyzbyć się własnej tożsamości. Grupa Zinatra podebrała od Queen co najlepsze, jednak nigdy nie starała się być Queen numer 2. Co to, to nie. I chwała muzykom za to.
Z innej pary kaloszy... Dla Słuchaczy "Nawiedzonego Studia" otrzymałem sześć kompletów autografów grupy Sabaton. Oryginalnych! Dotarły od oficjalnego dystrybutora, firmy Mystic Production. Do każdej karteczki wielkości okładki płyty CD, dołączę jeszcze po dwie gitarowe kostki z logo Sabaton. Proszę nastawić odbiorniki w niedzielę. Sześć najbardziej zainteresowanych osób otrzyma owe gadżety. To nie wszystko... od organizatora koncertu Maire (Moya) Brennan mam jeszcze trzy plakaty reklamujące nadchodzące polskie występy Artystki (2 marca w Poznaniu i 3 marca w Warszawie). Taki plakat, to skarb, a przede wszystkim pamiątka. Można go ze sobą zabrać na koncert, a po jego zakończeniu poprosić o autograf. Maire na pewno wyjdzie do swych fanów. W Farze tak właśnie było. To przemiła, delikatna i wrażliwa osoba. Uścisk jej dłoni da się zapamiętać po kres.
Mam nieco zakupionych nowości, a jeszcze wczoraj dotarła paka z kolejnymi do promowania wspaniałego grania. Następne płyty mają docierać odpowiednio dzisiaj i w nadchodzący poniedziałek. Istny ból głowy. Tylko skąd czas na ich posłuchanie?
"Nawiedzone Studio" puchnie w szwach od nadmiaru nowej muzyki, a najgorsze, że ostatnio miewam kręćka na punkcie starej. Przyjdzie zatem wszystko jakoś wypośrodkować. Dzięki czterem godzinom wydaje się to w miarę możliwe.
Płyta na dziś Zinatra "Zinatra" z 1988 roku. Noszą mną melodie z "Lookin' For Love", "Love Or Loneliness" czy "Name Of The Game". Ciepłym szalem okrywa zaś przeróbka dzieła Leonarda Bernsteina "Somewhere" (pamiętne "West Side Story"). To dopiero numer pod Queen, że hej! Fajny cover Beatles'owskiego "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band", tutaj pod spłyconym, lecz wiele mówiącym tytułem "Peppermania". Gitara Phila Collena (muzyka Def Leppard) w "Feather In The Wind" też niczego sobie. W ogóle ładna to balladowa kompozycja. Też jakby Queen'owata. Jak cała ta płyta. Coraz lepsza, z każdym kolejnym dniem...






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"