niedziela, 20 stycznia 2013

BREATHLESS - "Green To Blue" - (2012) -

BREATHLESS - "Green To Blue" - (TENOR VOSSA RECORDS) - ****



Jest coś nieuchwytnego w głosie Dominica Appletona. Jakiś smutek, melancholia, a nawet żal. Jest także i coś niezwykle czarującego w gitarze Gary Mundy'ego. To samo można by rzecz o spokoju i dostojeństwie basu Ari Neufeld, której gry nie da się z nikim pomylić - podobnie jak dla przykładu Petera Hooka z New Order. A raczej z ex-New Order. Trudno w sumie nawet wyobrazić sobie tamten zespół bez tego "czterostrunowca", a jednak stało się.
Jest zresztą w ogóle coś niepowtarzalnego w muzyce Breathless. Emanuje z niej jakiś grobowy spokój i wrażliwość, która tak bardzo koliduje przecież z chaosem czasów obecnych. Głupio tak rzec, ale to naprawdę muzyka dla nielicznych. Nie lubię tego określenia, gdyż powinna być przecież dla wszystkich. A jednak odnoszę wrażenie, iż niewielu takowej poszukuje. Jakaż szkoda.
Nie na darmo niegdyś Ivo Watts-Russell , szef koncernu 4 AD, widział w Dominicu Appletonie jedną z największych dla siebie nadziei. Szkoda, że wszystko skończyło się ledwie na trzech utworach w utworzonym przez niego projekcie This Mortal Coil. Całą resztę, jak to zwykło się mawiać, muzyk zabrał ze sobą do grobu. Co należy odczytać - do Breathless.
Być może poniższe słowa są odbiciem jakiejś mojej chwilowej fascynacji albumem "Green To Blue". Myślę jednak, że to najpiękniejsza rzecz Breathless w całej jego długiej historii - choć historii popartej niewieloma przecież dziełami.
Na dwóch płytach znalazło się tutaj jedenaście kompozycji. Pełnych uroku, i co istotne, napisanych według podobnej receptury co na genialnej płycie "Between Happiness And Heartache" (1991). Płycie, o której myślałem, że będzie wzorem niedoścignionym, gdyż ta wydawała się być ideałem. A jednak!
Z ostatnich dwóch zespołowych albumów, byłem tylko pełen pokłonów dla wyjątkowej kompozycji "Goodnight". Reszta zapowiadała niebezpieczne poszukiwania muzyki minimalistycznej, do której dotarł choćby niedawno temu sam David Sylvian. Na szczęście, szybko muzycy tego brytyjskiego kwartetu doszli do wniosku, że daleko tamtą droga nie zajdą. Ale potrzebowali aż dziewięciu lat, by zebrać się w sobie i powrócić do najlepszej formuły z twórczych pierwszych pięciu/sześciu lat.
To, czego nie mogę znaleźć na ostatnich dziełach Clan Of Xymox, czy nawet w reaktywowanym naprawdę niezłym Dead Can Dance - bowiem o żadnej kopii Joy Division nawet mowy nie ma - otrzymałem z nawiązką na omawianym "Green To Blue".
Jeśli ktoś tęskni za najlepszymi i naprawdę twórczymi czasami takich wytwórni jak 4 AD czy Beggars Banquet, i na próżno wertuje pośród tuzinów "bezcharakternych" dzisiejszych propozycji w nadziei , że może ziści się sen o potędze, nie powinien przejść obok "Green To Blue" obojętnie. Choć akurat patrząc na samą okładkę albumu, tytuł powinien brzmieć "Red To Black". Muzyce także w tych kolorach jest jakby bardziej do twarzy.
Nie chcę wyróżniać jakoś szczególnie jednego czy drugiego utworu, bo zaraz ktoś zapyta dlaczego nie wspomniałem o trzecim i czwartym... I słusznie. "Green To Blue", wydaje się zwarte ze sobą w całości, niczym powstające źródło, biegnące nieuchronnie ku ujściu.
To co dzieje się tutaj począwszy od "Please Be Happy", aż po "The Last Light Of Day", można nazwać tylko duchową ekstazą. Trudno bowiem o jakiś słowny zamiennik dla uczucia obcowania z TAKĄ MUZYKĄ.



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)

nawiedzonestudio.boo.pl