niedziela, 11 listopada 2012

o drogach - głównie tych do szczęścia

Stale się narzeka na nasze drogi, a raczej na ich brak. A ja gdziekolwiek się nie ruszę, to napotykam nie tylko na nowe drogi, ale i chodniki, a nawet drogi szybkiego ruchu. Z moją żoncią odkryliśmy niedawno kolejną takową. Nazywa się S5, i prowadzi z Franowa do Gniezna. A może nawet jeszcze dalej? Tego już nie wiem, bowiem w Gnieźnie robimy zawsze obowiązkową wysiadkę.  Ale wiem jedno, w tamtym rejonie panuje jeden wielki plac budowy. Ślimaki, zjazdy, podjazdy, na dół, pod górę, na lewo i prawo,... Stoją spychacze,, traktory, kolosy ciężarówki, itd...  Niedawno jechałem w kierunku na Nowy Tomyśl, i do granic Otowa piękna droga z powstałymi rozgałęzieniami. Jechałem do Łodzi, a tam pędzi autostrada. Do Warszawy też takowa jest. Fakt, obie płatne, ale gdzie nie są płatne, jedynie w Niemczech. A to w końcu najbogatszy kraj w Europie, obok nieco skromniejszej Francji. Także, nie dziwne. Nie jest zatem źle, a nawet powiem więcej - jest dobrze. Co nie zmienia faktu, że znajdą się marudy, którym zawsze w dupskach źle.
Żonka uświadomiła mi, że jutro święto "marcińskie", i że powinienem kupić sobie na jutro napoje i łakocie, bo jak stwierdziła: "jutro wszystko pozamykane - nic nie kupisz". Zaproponowałem, podskoczmy zatem do Carrefoura, to przy okazji zajrzę sobie do Saturna po nową płytę Aerosmith. Podjeżdżamy na parking, a tam nie ma gdzie szpilki wetknąć. Myślę, kurcze co się dzieje, wojna nadchodzi czy co? Otóż nie Drodzy Państwo, wszyscy ruszyli do sklepów po zapasy.  Koszyki napchane po menisk wypukły, wszystko się przelewa, i pędzą ludziska, i gonią, nie mając ni chwili na uśmiech czy życzliwe spojrzenie. Obrazek jawił się tylko jeden - otóż, wkurwiony świat zapierdalał, by lodówki załadować, bo jutro święto!. Gdyby to była normalna niedziela, wszystkiego by im starczyło, ale nie - jutro święto, więc trzeba zrobić zapasy. Wyglądałem jak kosmita z dwupakiem Pepsi i dwoma cytrynowymi piwami przy kasie. Patrzyli na mnie wszyscy "normalni" jakbym z Saturna spadł, bo dzisiaj wypadało napierdolić do koszyka chlewu za przynajmniej trzy stówy. A ode mnie pani poprosiła ledwie dwadzieścia złotych.
Odwiedziłem na pięterku Saturn. Tam też, wszyscy gdzieś pędzą, ocierają się o siebie, i potykają wzajemnie także. Nerwowo jakoś. Myślę, weź co trzeba i spadaj człowieku do domu, bo cię staranują.  I tu ocieram się o coś nietypowego dla dzisiejszych realiów, otóż wyłania się zza regałowego zaułka Pani Asia z działu muzycznego, i wita mnie z uśmiechem na twarzy, dodając: "panie Masłowski, dużo fajnych płyt, proszę zobaczyć - jest to, jest tamto,..." . Inny świat myślę.  Są jeszcze normalni ludzie. A co gorsza - sympatyczni! Nie uczą tego w dzisiejszych szkołach. A szkoda, gdyż to coraz rzadszy obrazek na gruncie prozy życia. Na szczęście Pani Asia jest pozytywna, i tak trzymać Pani Asiu!  Ale Pani Asia zapytała mnie jeszcze, widząc mój błąkający wzrok po dziale z nowościami: "czego pan tak wypatruje?", na co ja: "nie powiem :-), lubię sam znaleźć. Wolę na końcu usłyszeć, że nie ma". Nie znalazłszy, w końcu się poddałem i zapytałem: "najnowszy Aerosmith, w wersji limitowanej z dodatkowymi trzema numerami, czyli edycja 2 CD + DVD ?". No i padło czego nie chciałem: "aaa to Sony nawalili w tym tygodniu, poprzysyłali to i tamto, a nie dosłali Celine Dion i Aerosmith także. Na pewno dojedzie na poniedziałek lub wtorek. Odłożę panu".  No dobra pomyślałem, ale co wyjdę ze sklepu płytowego z pustymi rękoma? Skądże, głupio jakoś. Tyle płyt, wstyd niczego nie znaleźć. Każdy kto kocha muzykę zawsze pokus ma wokół zbyt wiele. Rzut okiem ponownie na nowości - i jest! - nowy Mick Hucknall. Super! Myślałem o tej płycie, no więc skoro się właśnie trafiła - biorę!
Ledwo wróciłem do domu, biorę telefon do ręki, patrzę, a tam znajomy Pan Sławek napisał, że na TVP Kultura właśnie leci film o Judas Priest. A konkretnie historia ich kapitalnej płyty "British Steel". Cóż, załapałem się ledwie na dziesięć minut. Dobre i to. Zawsze miło popatrzeć, posłuchać,...
Po wieczornym spacerku włączyłem raz jeszcze na tę samą stację, by obejrzeć już w całości kapitalny koncert Rory'ego Gallaghera z Montreux, z 1994 roku. Ależ Rory miał tam formę niesamowitą. Wierzyć się nie chce , że rok później już nie żył.
Poza tym, różnie bywa ostatnio. Szkoda, że w gronie ludzi mi bliskich, czy znajomych, jedni się rozstają, a niektórym szwankuje zdrowie. Szkoda, że nie na wszystko wynaleziono złote środki.
Fajnie napisał mi dzisiaj kolega w sms-ie. Taki kolega, który właśnie kupuje sobie nowiuśki gramofon. Napisał, że miał kiedyś gramofon i sprzedał, i że bardzo tego żałuje, a teraz stwierdził, że jak szaleć to szaleć. Że nie chce używanego, tylko ma być nowy i już.  I tu cytat: "mam samochód używany, karabin używany, nawet żonę używaną, to choć gramofon chcę mieć nowy". Z tym karabinem to prawda, bo kolega jest z kółka łowieckiego. I proszę nie mylić z łowickimi strojami ludowymi, serwetkami czy haftami. Odpisałem koledze, ze to okropieństwo, by w dobie kryzysu tak sobie dogadzać. Na szczęście kolega nie należy do PiS-u , dlatego zna się na żartach.
Kończąc, pragnę tylko jeszcze przypomnieć, a i zaprosić przy okazji na jutro do "Nawiedzonego Studia", które rozpocznę wcześniej, bo już o godzinie 21-szej. W zastępstwie za Krzyśka Ranusa, któremu zwichnęła się girka, no i przyszedł czas na rekonwalescencję. Zdrowia Drogi Krzysztofie!
A zatem - do usłyszenia!

=======================================================================

poniżej fotki z dzisiejszej podróży drogą szybkiego ruchu. Drogą widmo, gdyż z tego co powszechnie wiadomo - nowych dróg w Polsce nie ma.





































Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)

nawiedzonestudio.boo.pl